Master odbyty, relację czas zacząć.
Bitwa Pierwsza, stół 31. bretonia. 3x3 pegazy, 3 lance, zabójca czołgów i jakieś drobiazgi.
Scenariusz dawn atack. Zaczynam. Mag ze słoneczkiem wylatuje do przodu, zdejmuje trebusz i lancę rycerzy. Drugi trebusz idzie w jego ślady w chwilę potem rozpadając się po strzale z działa. W drugiej turze, mniej więcej w środku pola w czołg wbijają się dwie lance które na nim utykają (co ciekawe rycerze w szarży zadali czołgowi jedną ranę…a konie trzy). Utykają skutecznie gdyż ostatnią ranę czołg traci w turze nr 6. w między czasie do combatu dochodzą moi rycerze którzy mimo przerzutów i szarży nie robią totalnie nic! Ostatecznie po zdjeciu czołgu zdaję liderkę, utrzymuję combat. Drugi czołg, w 3 czy 4 turze dostał na bojler herosa z heroic Killing Blow. 4 ataki, czołg stoi. W następnej turze wrogi heros wyparował a czołg czatował na grali których dopadł w 6 turze, niestety nie przebił się, zostało 3. wynik 10-10, przegrywam o 193 punkty.
Druga bitwa, ponownie bretonia, scenariusz meeting engagment. Rozpa nieco inna od poprzedniej, jedna szóstka pegazów, nieco większe lance, dwa oddziały łuczników. Bitwa zaczęła się nie najlepiej, nie wylosowałem słoneczka. Następnie wyszło nieogranie ze scenariuszem, co spowodowało złe wystawienie. Przeciwnik zaczyna. W czołgu ląduje pegazista z HKB a pegazy w dziale. Czołg znowu przeżywa starcie, niestety działo znika. W swojej turze zabijam pegaziste, i tu dałem sobie wmówić że pegaz zostaje i zdaje monster reaction. Rzut wyszedł na tyle nieszczęśliwie, że gadzina dostała unbrekeble. Nie miało to na szczęście wpływu na grę gdyż w drugiej turze w ów czołg wpadła lanca, którą zabijałem w turze 2 i 3, pegaz padł w 4tej. Drugi czołg czaił się na wychodzących z rezerwy grali, po czym rozbił na 2 razy jeden oddział łuczników. Kawalerie nic nie zrobiły gdyż pierwsza na dzień dobry dostała 6tke z Life’a i zostało ich 3( priest i mały mag padli), druga dostała to samo z ifki i przy okazji padł generał. Generalnie w porównaniu z poprzednią bitwą gdzie wszystko rozstrzygnęło się na początku, ta przypominała takie niemrawe drapanie się po plecach w skwarny letni dzień. Wynik znów 10-10, wtopa o 240 punktów. Z ciekawostek przez trzy kolejne fazy magii rzucaliśmy z przeciwnikiem po 1 jedynki na wiatry magii. W trzeciej z tych faz dorzuciłem do tego dwie jedynki na channeling i piątą na różdżkę.
Po tej bitwie poszedłem się posilić przy turniejowym Grilu gdzie odnalazł mnie Suchy, twierdząc, że gamy razem trzecią bitwę. Jeżeli czytaliście poprzednie raporty mogliście zauważyć, że z Suchym już grałem raz czy da i że gra on… Bretonią! I tu znowu rozpiska całkiem inna od pozostałych dwóch. Lance po 12-15 rycerzy, jedne pegazy, 3x łucznicy, Jołmeni. Gramy watch tower. Suchy wygrywa rzut lecz nie zajmuje wieży. Zaczynam przesuwam się do przodu, rzucam słonko ( zbijając 6 rycerzy, reszta stoi zdając panikę), ze strzelania zdejmuję trebusz. I tu w sumie skończyła się moja gra i popełniłem dość sporawy błąd. Zaryzykowałem i postanowiłęm przyjąć szarżę rycerstwa na kuszników licząc że spali. No i się przeliczyłem, a dodatkowo dostrzegłem że owa lanca była idealnie wystawiona pod czołg. Co jak się okazało nie miało zupełnego znaczenia gdyż jeden czołg zarobił 4 rany z pospolitych łuków a drugi 6 ran z ocalałego trebusza. Było pozamiatane. Niewielkie szanse dawała jeszcze mała kawaleria, która wbiła się w lancę. Niestety w chwilę potem wyciągnąłem z niej priesta rzucając przypadkowo na ifce nieistotny czar. Przy okazji zabiłem sobie również małego maga, który miał w planach rzucić w ową lancę słoneczkiem. Po 3ciej turze miałem 2 nieruchome czołgi i dużego maga na jednej ranie a suchy przejął wieżę. Oddałem maskę.
Drugiego dnia rano zobaczyłem, że mam bitwę z… Bretonią. Chwila konsternacji, spojrzenie na kartę i biegiem do organizatorów, sparowali mnie z człowiekiem z drugiej bitwy. Okazało się że w zamian dostałem imperium. Niestety przeciwnik nie pojawił się i przyznano mi maskę. Ale co się odwlecze to nie uciecze…
Ostatnia bitwa, blood &glory, przeciwnik BRETOŃCZYK!!!. Wystawiam się defensywnie kawaleria z większością breaking pointów za w rogu za wzgórzem, osłaniana działem i dwoma czołgami. Cóż, za cholerę nie szły mi kości. Pierwszym i najważniejszym celem jest pegaz z Heoric Killing Blowem. Najpierw strzela czołg żeby ściągnąć osłaniający go murek, misfire – 2 rany. Potem działo co prawda trafia ale nie rani. Jednocześnie mag samobójca odpala słoneczko, które zabija paru łuczników i zdejmuje trebusza (w następnej fazie zdejmuje drugiego). W drugiej turze znowu nie udaje mi się ściągnąć tego nieszczęsnego pegaza, i zaczynam tracić artylerię. W trzeciej turze pegaz wbija się w czołg, nie wbija kiling blowa. Mimo to czołg generuje tylko dwa steampointy, co nie wystarcza do zabicia skubańca ( zostaje na 1 ranie). W następnej turze czołg pada, drugi zostaje społowiony i pada w 5 turze. W tej samej piątej turze kluczowy klocek został otoczony i poddałem grę ze scenariusza wyszło 17-3 dla Bretonii.
Łącznie z hobbystyką mam 58 dużych punktów, co daje mi 54 miejsce na 78 graczy.
No i pierwszy master w karierze za mną. Muszę przyznać że organizacyjnie było niemal idealnie, bitwy też w miłej atmosferze… tylko czemu 4x bretonia ??. już po masterze doszedłem do wniosku że moja rozpa jest nieco za mało uniwersalna – niestety oznacza to kolejne zakupy ( na szczęście tylko 2 boxy)
środa, 29 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz