poniedziałek, 31 października 2011

pewne sprawy udaje się jednak skonczyć

Dziś chciałem zakończyć pierwszy cykl malarski. Trwał on nieco ponad trzy miesiące ale kolejne będą krótsze ( drugi cykl chcę skończyć w tym roku.
W czasie cyklu pomalowane zostało 16 modeli; 14 piechoty i 2 duże ( w tym 4 piechotne zostały dokończone.

Nieźle ja dla mnie, a teraz czas na tragiczne foty ( też typowe dla mnie)

 



Trzej obsługanci z hellblastera/hellstorma którzy na dokończenie malowania czekali niecałe 3 lata… a zajęło ono półtorej godziny. ( sama maszyna jest pomalowana już dość dawno temu.

 
Posted by Picasa
>

a jeszcze jedno - plany na cykl nr 2 - 17 figurek piechoty, 2 duże modele i jeden kawalerzysta

sobota, 29 października 2011

Filmoteka Przeciętnego Człowieka IV - Zgrzyt trach Bum

Po długiej przerwie udało się wybrać znowu do kina. Wybór padł na najnowszy film Dreamworksa „Real Steel ( Stalowi giganci)” Nie będę się rozpisywał o fabule teko lekkiego i przyjemnego familijnego filmu bo to można przeczytać w repertuarze ale opowiem o moich wrażeniach. Film w klimacie leciutkiego SF, postacie zgrane do szczętu (tatuś nieudacznik, zbuntowany dzieciak, poczciwa dziewczyna), fabuła przewidywalna i schematyczna jak ruski śrubokręt ale… musze powiedzieć że mi się podobało. Bo film tchnie tą kiczowata pozytywną energią że wszystko może się udać i wszystko może skończyć się dobrze. A tytułowe roboty to fajne kawałki animacji. Jedyne co niezbyt przypadło mi do gustu to pierwsza walka na jakiejś zapadłej pipidówie – walka robo boksera z bykiem… biedne zwierzątko. Najśmieszniejsze w tym wszystkim że znalazłem bardzo dokładne ściągnięcia z kilku filmów ze Stalowym Sylwkiem. Tak bardzo dokładne ze jednym z nich jest 80% fabuły :D.

Generalnie polecam jeżeli ktoś chce obejrzeć relaksujący i przyjemny film

6,5/10

czwartek, 20 października 2011

A takie tam w miedzyczasie :P

Jak mówiłem czas na następną figurkę, tym razem jest to coś większego. Model otrzymałem chyba w zeszłym tygodniu od Gremliego który przy okazji zamówił sobie czarnego smoka… jeezu ale mi się pysk tego gada nie podoba… ale nie przeciągając oto mój nowy nabytek

 


Model jest 6 częściowy, dość szczegółowy, jednak w porównaniu z kapitanem ma znacznie więcej małych bąbelków (co jest szczególnie bolesne gdy odcinają one końcówki sierści). Ciekawym doświadczeniem jest fakt że skrzydła nieco się uginają, a wykonane są z tak cienkiego materiału że jedno pod światło prześwituje. Figsa generalnie malowana na stół, zajęła może jakieś 5h(+ jak mi się będzie chciało to jakieś drobne poprawki).

 

 

 
Posted by Picasa

 

 
Posted by Picasa


Podstawka będzie za jakiś czas gdyż muszę do niej odlać jeden detal. I tym pozytywnym akcentem przechodzimy do ostatniego etapu pierwszego cyklu – Wipy.

Na zakończenie – mój model kosztował ok. 80 zł, 2-3 razy taki plastokowy smok kosztował złotych 130… gdzie tu sprawiedliwość ja się pytam ??

niedziela, 16 października 2011

Imperialny kapitan z młotem i pistoletem

Postanowienie dalej mocno się trzyma – dziś chciałem wam zaprezentować herosa.

 

 

 

 
Posted by Picasa


Zdjęcia znowu takie sobie ale nie chce mi się namiotu rozstawiać. Heros jaki jest każdy widzi, ale że to moja pierwsza finecastowa figurka to powiem parę słów. Maluje się toto moim zdaniem lepiej od metalu a to dzięki lekko chropowatej powierzchni która sprawia że nawet bardzo rzadka farba nie rozlewa się za bardzo na boki.

Następna pomalowana figurka która będzie zaprezentowana na blogu jest już prawie gotowa. Powiem o niej parę słów, jest duza, z finecastu, pomalowana w 85% i może być zastosowana w każdej armii. Czekajcie z niecierpliwością ;P

środa, 5 października 2011

Bezzawodowi

 
Posted by Picasa
Z punktu widzenia państwa ja nie istnieję – zaczęła rozmowę Marta, drobna blondynka o roziskrzonym spojrzeniu – od momentu jak zdałam maturę nie mam do państwa żadnego interesu.
Spotkaliśmy się w parku w dużym mieście na południu Polski. Jest ciepłe wrześniowe popołudnie, kolorowe liście zaczynają spadać z drzew. Na spotkanie umówiła nas znajoma pracownica pomocy społecznej zaintrygowana pozorną bezdomną. Marta oburzyła się gdy jej o tym powiedziałem
- Nie jestem bezdomna – niemal krzyknęła – bezdomni nie maja gdzie się podziać, są uzależnieni od pomocy. Ja jej nie potrzebuję, mam gdzie mieszkać tylko nie chcę tam przebywać. Delikatnie staram się zapytać – dlaczego?
- Nie licz na łzawą historyjkę o biedzie, maltretowaniu czy czym tam chcesz. Moi rodzice to uczciwi, ciężko pracujący ludzie. Na początku martwili się o mnie, ale widzą że sobie radzę i powoli akceptują mój wybór. Wyborem Marty jest życie bez mieszkania, pracy, dokumentów ( poza dowodem osobistym i paszportem), samochodu, telewizji, gazet, internetu i wszystkich innych rzeczy, które wydają nam się niezbędne do życia.
- Mam starą komórkę, a w niej zapisany numer do domu. Czasem kupuję najtańszy starter i dzwonię do domu zapytać co słychać u rodziców, czy u brata wszystko w porządku, powiedzieć że u mnie wszystko dobrze, i to w zasadzie wszystko. Telefon, tak jak resztę dobytku trzyma w turystycznym plecaku. Śpiwór, namiot, trochę ubrań, mydło, szczotka i pasta do zębów, farby, szkicownik. Reszta to niepotrzebny ciężar.
Marta, zanim postanowiła zniknąć, skończyła liceum praktyczne, chciała iść na ASP.
- Kiedy składałam dokumenty, dotarło do mnie jak będzie wyglądać moje życie. Studia, praca, dzieci, emerytura. Stwierdziłam że to nie dla mnie i najzwyczajniej w świecie uciekłam. Wpadłam do domu, spakowałam się i zatrzasnęłam drzwi. Tego samego dnia wieczorem napisałam rodzicom że ze mną wszystko w porządku i że jestem w Pradze. Spędziłam tam trzy tygodnie, kasę zarabiałam malując portrety na moście Karola a wieczorami stojąc za barem. Gdzie nocowałam? W starej stodole na przedmieściach, w zamian za pomoc w gospodarstwie. Potem wylądowałam na Sycylii gdzie pracowałam jako kelnerka. Podszlifowałam język i w marcu wróciłam do Polski.
Jednak Marta nie wróciła do domu, choć rodzice w czasie rzadkich rozmów bardzo o to prosili. Chce być wolna, tłumaczy się, póki to tylko możliwe. We Włoszech poznałam kilka osób żyjących jak ja. Da się, zaczepić się w jakimś miejscu, popracować trochę i pojechać gdzie indziej. Ludzie żyją tak latami. Pytam ją czy nie tęskni za rodziną. Owszem, czasem jak się siedzi w namiocie po ciemku to człowiek jest bliski szaleństwa. A potem jedzie gdzieś dalej, byle przed siebie i już o tym nie myśli. A co z przyszłością? Czy ta swoboda nie zemści się kiedyś? Marta wyraźnie traci humor.
- Dużo o tym myślę. Mam to szczęście że jestem artystką, jeżeli prace się podobają to mało kto patrzy w papiery. Ale nie można tak żyć całe życie. Kiedyś trzeba wrócić do cywilizacji. Na razie robię wszystko by ten moment nastąpił jak najpóźniej. W chwilę później zakłada plecak i odchodzi. Mówi że chce jechać do Gdańska a potem może do Hiszpanii.
Znajoma z opieki społecznej mówi że Marta jest czwartą osobą którą spotkała
- Mówią że chca być wolni, ale tak naprawdę chyba przed czymś uciekają – wzdycha zapalając papierosa – osobiście nazywam ich bezzawodowi. Nie wiedzą co będą robić w życiu ale w czasie podróży uczą się wielu umiejętności których nie da się przypisać do jakiegoś konkretnego zawodu. Adrian, którego spotkałam kilka miesięcy temu w drodze nauczył się grać na gitarze, ćwiczył u cygańskiego kowala i składał origami z gazet. To bardzo twórczy ludzie. Może to dlatego tak przeraża ich rutyna.
A jeżeli coś im się stanie? – wzrusza ramionami – każdy ma jakiegoś znajomego lekarza który postara się pomóc choćby był na drugim końcu świata. Zresztą, bezdomnym też ktoś pomaga.

Nikt nie wie ilu ludzi w Polsce nie uczy się, nie pracuje, nie jest gdziekolwiek zarejestrowanych. Państwo nie może się tego dowiedzieć gdyż nic nie wie o tych ludziach.

ten text znalazłem w starych wycinkach prasowych. czy myślicie że tacy ludzie dalej żyją? czy dalej jeżdżą po świecie żyjąc z dnia na dzień? wolni jak ptaki...

poniedziałek, 3 października 2011

Postanowienie jeszcze jakoś się trzyma

Czas zaprezentować drugi etap pierwszego cyklu malarskiego – 10 szeregowców do armii. Proszę państwa oto oni, nieobliczalni, wścieki, szaleni




Malowanie na stół bez zbytniego babrania się w szczegółach. Przy okazji kilka uwag
- To jedne z najlepszych modeli imperium (mimo że mają tylko 5 wzorów tułowia)
- Malowanie areografem wymaga podkładu w spreju albo lakieru na gotowej figurce – nawet na plastiku
- Wiem ze są jednakowo ubrani – mam nadzieję że przy pięciu dziesiątkach się to zgubi

Następny etap - heros

niedziela, 2 października 2011

Piaski, ruchome, lotne, wydmy ;)

Wielka reaktywacja bloga średnio wypaliła ale z początkiem nowego miesiąca powinno być już lepiej :D

Dziś odkurzymy sobie kolejny dział – terenokreację. Chciałem dziś poruszyć temat podstawek, a konkretnie piasku. Wielu z nas ma pewnie jakiś pojemnik wypełniony piaskiem podwędzonym z pobliskiej piaskownicy. Na początku swojej modelarskiej drogi doszedłem do wniosku że taki piasek może i jest ogólno dostępny ale ciężko się go maluje – faktura jest za drobna przez co drybrush jest średnio efektywny. Postanowiłem coś z tym zrobić. Poniżej przedstawiam proces pozyskania piasku na podstawki i makiety – musiałem uzupełnić zapas.

 


Bierzemy dwa litrowe pojemniki po lodach i zapełniamy je piaskiem. ( o rodzajach piasku na końcu). Pierwszym etapem jest wzięcie sitka o dość małym oczku (ok. 0,5 mm) i mozolne przesiewanie całego tego surowca. Efekt poniżej

 


Otrzymujemy drobny piasek oraz całą resztę. Teraz bierzemy drugie sitko o oczku ok. 1,2 mm i powtarzamy operację.

 


W jej wyniku otrzymujemy ok. 1l drobnego piasku i po pół litra trochę grubszego oraz małych kamyczków

Do podstawek używam tego średnio grubego piasku. Kamyczki służą mi do fakturowania styroduru. Drobny piasek na razie czeka na zastosowanie. Poniżej efekt wysypania podstawek

 
Posted by Picasa


Na koniec uwaga, co do piasku. Na razie testowałem taki żółty z piaskownicy i budowlany. Musze powiedzieć, że budowlany jest lepszy – z jednego litra otrzymujemy 2-3 razy więcej ziarenek interesującej nas średnicy. A jutro postawię conieco na tych podstawkach:D