środa, 26 maja 2010

post o niczym w sumie a już na pewno nie o tym o czym miał być :P

Ostatnimi czasy zacząłem doprowadzać do ładu ostatnie nie zaczęte figurki w armii – 10 rycerzy kupionych daawno temu na allegro. Figsy okazały się być w takim stanie, że wrzuciłem je na chyba pół roku do pudełka i nie otwierałem pod żadnym pozorem. No, ale cóż – ostatnia bitwa z gremlim wymagała użycia 95% zasobów mojej kawalerii więc musiałem ich nieco podrasować. Cóż, nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo byli zmasakrowani. Poklejeni byle jak, psiknięci podkładem samochodowym, nieco zdekompletowani. Ja się pytam, jak można coś takiego figurkom uczynić?? Nawet plastikowym!!

I o tym będzie dzisiejsza krótka notka. O tym jak ludzie traktują nasze hobby. Zacznijmy od pewnego usystematyzowania ludzi zajmujących się bitewniakami
- hobbyści, ludzi którzy grają od święta po domach aczkolwiek czasem malują tak że szczeki trzeba szukać w piwnicy. Z kuli tego ze grają po domach ma się wrażenie że nie ma takich ludzi za wielu ;). Ale generalnie gra się z nimi miło bo nie ma ciśnienia na wynik do ligi czy tam innego rankingu.
- Turniejowcy, wymiatacze. Tu nie mam praktyki bo za często się z nimi nie spotykam ;). Ludzie posiadajacy genialnego skilla do gry i dysponujący armią pomalowaną na poziomie dającym im ok. 90-100% punktów za hobbystykę na turnieju. Cóż, tu gra na pewno jest estetyczna ale czy przyjemna – tu już zależy na kogo konkretnie się trafi. Są ponoć i ludzie na luzie jak i totalni ciśnieniowcy.
- Turniejowcy zwyczajni. Grupa moim zdaniem najszersza i najbardziej zróżnicowana. Ludzie grający najczęściej na lokalach posiadający armie na różnym poziomie – od jednolitej szarości do wypaśnego pomalowania.

Osobiście zaliczam siebie do tej trzeciej grupy. Maluje swoją armię powoli na zadowalający mnie poziom i staram się nie zajmować ostatnich miejsc na turniejach ( na 9 HnG 24 z 36 graczy). Ci co mnie znają wiedzą że większość wolnego czasu spędzam na malowaniu armii i sporadycznie wychodzę nią w pole. Dlatego(wracając do głównego wątku) załamałem się widząc nowy nabytek. Figurki pozalewane jakimś dziwnym klejem, malowane chyba pędzlem do ścian i nieco połamane. Normalnie masakra. Gdyby za każda masakrycznie zepsutą figurkę bóg zabijał kociaka to spora kocia rodzinka byłaby już bez życia. No ale pierwsza złość już dawno za mną, powoli zacząłem przystosowywać figurki do gry. Po miesiącu w płynie hamulcowym farba z cholernie twardej stała się bardzo twarda i coś niecoś udało mi się z figurek zdrapać. Potem już tylko końcowe klejenie i magnesowanie i można czekać na wolne popołudnie z puszką farby :D

Może przy odrobinie szczęścia uda się coś z nimi zrobic… ale gdybym pamiętał od kogo je kupiłem to bym go zamordował.

A na koniec piosenka która od dobrego tygodnia nie daje mi spokoju.

Brak komentarzy: