środa, 5 października 2011

Bezzawodowi

 
Posted by Picasa
Z punktu widzenia państwa ja nie istnieję – zaczęła rozmowę Marta, drobna blondynka o roziskrzonym spojrzeniu – od momentu jak zdałam maturę nie mam do państwa żadnego interesu.
Spotkaliśmy się w parku w dużym mieście na południu Polski. Jest ciepłe wrześniowe popołudnie, kolorowe liście zaczynają spadać z drzew. Na spotkanie umówiła nas znajoma pracownica pomocy społecznej zaintrygowana pozorną bezdomną. Marta oburzyła się gdy jej o tym powiedziałem
- Nie jestem bezdomna – niemal krzyknęła – bezdomni nie maja gdzie się podziać, są uzależnieni od pomocy. Ja jej nie potrzebuję, mam gdzie mieszkać tylko nie chcę tam przebywać. Delikatnie staram się zapytać – dlaczego?
- Nie licz na łzawą historyjkę o biedzie, maltretowaniu czy czym tam chcesz. Moi rodzice to uczciwi, ciężko pracujący ludzie. Na początku martwili się o mnie, ale widzą że sobie radzę i powoli akceptują mój wybór. Wyborem Marty jest życie bez mieszkania, pracy, dokumentów ( poza dowodem osobistym i paszportem), samochodu, telewizji, gazet, internetu i wszystkich innych rzeczy, które wydają nam się niezbędne do życia.
- Mam starą komórkę, a w niej zapisany numer do domu. Czasem kupuję najtańszy starter i dzwonię do domu zapytać co słychać u rodziców, czy u brata wszystko w porządku, powiedzieć że u mnie wszystko dobrze, i to w zasadzie wszystko. Telefon, tak jak resztę dobytku trzyma w turystycznym plecaku. Śpiwór, namiot, trochę ubrań, mydło, szczotka i pasta do zębów, farby, szkicownik. Reszta to niepotrzebny ciężar.
Marta, zanim postanowiła zniknąć, skończyła liceum praktyczne, chciała iść na ASP.
- Kiedy składałam dokumenty, dotarło do mnie jak będzie wyglądać moje życie. Studia, praca, dzieci, emerytura. Stwierdziłam że to nie dla mnie i najzwyczajniej w świecie uciekłam. Wpadłam do domu, spakowałam się i zatrzasnęłam drzwi. Tego samego dnia wieczorem napisałam rodzicom że ze mną wszystko w porządku i że jestem w Pradze. Spędziłam tam trzy tygodnie, kasę zarabiałam malując portrety na moście Karola a wieczorami stojąc za barem. Gdzie nocowałam? W starej stodole na przedmieściach, w zamian za pomoc w gospodarstwie. Potem wylądowałam na Sycylii gdzie pracowałam jako kelnerka. Podszlifowałam język i w marcu wróciłam do Polski.
Jednak Marta nie wróciła do domu, choć rodzice w czasie rzadkich rozmów bardzo o to prosili. Chce być wolna, tłumaczy się, póki to tylko możliwe. We Włoszech poznałam kilka osób żyjących jak ja. Da się, zaczepić się w jakimś miejscu, popracować trochę i pojechać gdzie indziej. Ludzie żyją tak latami. Pytam ją czy nie tęskni za rodziną. Owszem, czasem jak się siedzi w namiocie po ciemku to człowiek jest bliski szaleństwa. A potem jedzie gdzieś dalej, byle przed siebie i już o tym nie myśli. A co z przyszłością? Czy ta swoboda nie zemści się kiedyś? Marta wyraźnie traci humor.
- Dużo o tym myślę. Mam to szczęście że jestem artystką, jeżeli prace się podobają to mało kto patrzy w papiery. Ale nie można tak żyć całe życie. Kiedyś trzeba wrócić do cywilizacji. Na razie robię wszystko by ten moment nastąpił jak najpóźniej. W chwilę później zakłada plecak i odchodzi. Mówi że chce jechać do Gdańska a potem może do Hiszpanii.
Znajoma z opieki społecznej mówi że Marta jest czwartą osobą którą spotkała
- Mówią że chca być wolni, ale tak naprawdę chyba przed czymś uciekają – wzdycha zapalając papierosa – osobiście nazywam ich bezzawodowi. Nie wiedzą co będą robić w życiu ale w czasie podróży uczą się wielu umiejętności których nie da się przypisać do jakiegoś konkretnego zawodu. Adrian, którego spotkałam kilka miesięcy temu w drodze nauczył się grać na gitarze, ćwiczył u cygańskiego kowala i składał origami z gazet. To bardzo twórczy ludzie. Może to dlatego tak przeraża ich rutyna.
A jeżeli coś im się stanie? – wzrusza ramionami – każdy ma jakiegoś znajomego lekarza który postara się pomóc choćby był na drugim końcu świata. Zresztą, bezdomnym też ktoś pomaga.

Nikt nie wie ilu ludzi w Polsce nie uczy się, nie pracuje, nie jest gdziekolwiek zarejestrowanych. Państwo nie może się tego dowiedzieć gdyż nic nie wie o tych ludziach.

ten text znalazłem w starych wycinkach prasowych. czy myślicie że tacy ludzie dalej żyją? czy dalej jeżdżą po świecie żyjąc z dnia na dzień? wolni jak ptaki...

1 komentarz:

Dziadu z lasu pisze...

"They got a name for that, Jules. It's called a bum."