Dzisiejszy wkręt niepowiązany będzie dotyczył gór. Tak po prostu. Znam osoby które w górach są zakochane do szaleństwa, mogą po nich łazić bez końca. Ja z kolei uwielbiam jazdę na nartach. I ten wlaśnie fakt sprawił że zrozumiałem to uczucie, które wiele ludzi żywi do tych terenów. Ale od początku
Walentynki standartowo spędzam z moim Słonkiem na nartach (odkąd tylko nauczyłem je jeździć;*), w tym roku był to Chopok. Spora góra ze spora ilością przygotowanych tras. Jeździło się bardzo przyjemnie do momentu, gdy trasa przestawała być osłaniana przez drzewa, wtedy przestawało być miło. Porywisty wiatr pokazywał, do czego zdolna jest zima w górach. Na dowód zdjęcie
Tak było na dolnej stacji wyciągu
A tak 400 metrów wyżej.
Spora różnica. Kiedy wysiedliśmy z kolejki, którą wyłączano co 10 sekund z powodu zbytniego rozkołysania, zrozumiałem że gdyby nie dobrze przygotowanie do jazdy ta góra mogłaby zrobić ze mną wszystko. Jeśli tylko znalazłbym się w złym miejscu w złym czasie ktoś znalazłby na wiosnę trochę zmrożonego mięska.
I zrozumiałem. Góry są jak dynamit. Jeden zły ruch i robi się mało śmiesznie. Dotarło to do mnie dzień później, gdy zjeżdżaliśmy ze stoku w takiej mgle, że nie wiedziałem gdzie jest dół. Nigdy nie czułem się tak przygnieciony przez pogodę. Zawsze lubiłem góry, teraz zacząłem się ich obawiać.
piątek, 12 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz