Marius się śpieszył. Jeżeli miał zgodnie z planem dotrzeć do Middenheim na egzamin mistrzowski miał niecały tydzień by przebyć Wyjące Wzgórza. Wzgórza, prychnął w duchu Marius, takie z nich wzgórza jak ze mnie rycerz. Kiedy dwa dni wcześniej zobaczył je na horyzoncie wyglądały jak niewinne pagórki, z każdą godziną jednak wydawały się piąć coraz wyżej. Kilka Dni później dostrzegł na jednym z wierzchołków śnieg, i duch w nim się załamał, nie możliwe żeby przebył te góry przed zimą! Będzie musiał czekać kolejny rok na egzamin mistrzowski! Marius westchnął. Szedł ze swoim osiołkiem przez piękny las, którego liście dopiero zaczynały się złocić i przeklinał w duchu opieszałość swojego mistrza, jak i urzędników jego rodzinnego Kemperbadu. To przez formalności wyruszył w drogę tak późno. Ale stało się jak się stało, jeszcze jest nadzieja. Marius raźno ruszył przed siebie, jednak jego osiołek nie chciał zrobić choćby kroku.
- I ty bestio przeciwko mnie – warknął przyszły mistrz kamieniarstwa – ruszaj bo jak nie to zrobię z ciebie…
Słowa uwięzły Mariusowi w gardle. Z lasu powoli wychodziły wilki. Sięgnął ręką do jednej z sakiew przytoczonych do siodła i wyciągnął kuchenny nóż. Nie miał lepszej broni, lecz nawet z mieczem jego szanse były niewielkie. Marius zaczął odmawiać już modlitwę do Morra, boga śmierci, po czym podniósł nóż. Tanio skóry nie odda. Największy z wilków skoczył Mariusowi do gardła. Kamieniarz zasłonił się odruchowo lecz wilk nie zaatakował, leżał na trawie z osmaloną dziurą w boku. Pozostałe wilki zatrzymały się i rozejrzały niepewnie. Gdy padł drugi i trzeci pozostałe uciekły Marius rozejrzał się niepewnie.
-No i sprawa załatwiona – usłyszał za plecami.- na drugi raz zastanowią się zanim zaatakują.
Marius obejrzał się. Jego wybawca ubrany był w długi szary płaszcz. Miał krzaczaste brwi, długie włosy i brodę, wspierał się na długim kosturze. Mag, pomyślał Marius, ocalił mi życie.
Ukłonił się nieznajomemu.
-Panie – rozpoczął łamiącym się nieco głosem- ocaliłeś mi życie.
-E tam – mag machnął ręką – masz może coś do jedzenia? Zmierzcha się a ja nie jadłem nic od wczoraj.
Rozpalili ognisku i kamieniarz wyciągnął kawał solonego mięsa i ser. Gdy się posilili odezwał się nieśmiało
-Panie, wyznacz swoją cenę.
Starzec spojrzał na niego zdziwiony.
-Co masz na myśli, młodzieńcze?
-W moich stronach istnieje zwyczaj, że w zamian za pomoc, należy uczynić coś równie dobrego. Dlatego w zamian za uratowanie życia masz Panie prawo poprosić o coś równie cennego.
-Za te kilka wilków. To był Drobiazg młodzieńcze, odpłaciłeś już za to dobrym posiłkiem.
-Nalegam.
Starzec zapalił fajkę.
-Dobrze, powiedz mi więc w czym jesteś najlepszy?
Marius zastanowił się.
-Jestem kamieniarzem, ale… Już wiem! Postawię ci pomnik!
-Pomnik?! -Starzec roześmiał się.- A na co mi pomnik ?
-Wieczna pamięć – odpowiedział po namyśle- o tobie Panie, i o twoim czynie.
-A to dobre. Ale mam warunek. Postawisz go tutaj, na tej skale nad rzeką.
-Tutaj?- Marius się stropił – ale nie zdążę na egzamin.
-A co to za egzamin? – zaciekawił się Czarodziej.
-Mistrzowski. Odbywa się raz do roku w Middenheim.
-W mieście Białego Wilka? No to nie masz co się śpieszyć. Jutro, góra po jutrze śnieg zasypie przełęcz i nie puści już przed wiosną.
Skąd to wiesz – Marius aż podskoczył.
-Swoje już przeżyłem, potrafię wyczuć zimę w kościach- Uśmiechnął się – opowiedz mi o tym pomniku – zaciekawiłeś mnie.
-Cóż, muszę wykonać kilka szkiców, dokonać pomiarów, potem znaleźć odpowiedni blok skały i za kilka miesięcy, jeżeli wszystko pójdzie dobrze pomnik będzie gotowy.
-No to rób co uważasz za stosowne- Czarodziej uśmiechnął się serdecznie.
środa, 27 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz