-Co to ma być , na Sigmara!!
Służba skuliła się w sobie. Imperator Karol Franciszek był wyraźnie nie w humorze.
-HELMUT!!! Do mnie, Natychmiast!
Helmut, imperatorski szambelan, wyraźnie zbladł, gdy pozostali odetchnęli z ulgą, że nie na nich Imperator wyładuje swój gniew.
Stary człowiek, powłócząc nogami skierował się do drzwi, które prowadziły do komnat Jaśnie Pana. Przez chwilę stał nieruchomo, trzymając dłoń na złoconej klamce aż w końcu postanowił wejść. Najciszej jak mógł otworzył a następnie zamknął za sobą drzwi. Skradając się przeszedł przez jadalnię, pokój gościnny, salę narad i gabinet imperatora by wreszcie nieśmiało otworzyć drzwi do imperatorskiej sypialni.
-Helmut, czy to ty?
-Tak, Najjaśniejszy panie.
-To właź-szambelan wszedł- i powiedz mi z łaski mojej co to jest do ciężkiej cholery?
Helmut przez chwile wpatrywał się w przedmiot wskazywany przez Karola Franciszka.
-To jest odświętna szata Najjaśniejszego Pana.
-Dokładnie mój drogi, z taką przenikliwością powinieneś zostać generałem którejś z moich armii. Ale powiedz mi mój drogi, dlaczego ona jest cała biała?
Helmut dopiero teraz zrozumiał powód złości imperatora. Jego ceremonialna, czerwono biała, wyszywana złotą nicią szata była całkiem biała. Tak biała że aż niemal bezbarwna
-Zaraz to wyjaśnię Najjaśniejszy panie.
-Mam nadzieję-Imperator nadal był rozgniewany – bo inaczej dostaniesz rolę wisielca na najbliższym święcie zwycięstwa!
Szambelan niemal wybiegł z sypialni. Biegnąc w kierunku pomieszczeń gospodarczych zamku co chwilę ocierał pot z czoła. Rola wisielca była bowiem jedną z tych które trzeba zagrać idealnie już za pierwszym razem. Drugi nigdy nie następował…
W końcu wpadł do zamkowej pralni i stanął jak wryty. Jego wzrok padł bowiem na wielką, drewnianą suszarnię na której wisiały końskie kropierze, trzy sztandary i kilkadziesiąt kompletów gaci. Wszystkie były jednolicie i olśniewająco białe.
-Benek!!! -szambelan zapiszczał – Gdzie jest Benek??
Benjamin, naczelny pracz Imperium wyszedł z za wielkiego kotła. Jego skóra była równie blada jak suszące się tkaniny.
-Helmut, ja nie wiem jak to się stało. My praliśmy wszystko jak zawsze a jak otworzyliśmy kadzie to… to… to już było takieeeeeeee- I Benek, chłop dwumetrowy rozpłakał się jak niemowlę.
-Spokojnie Benek, spokojnie –szambelan nieśmiało poklepał olbrzyma po ramieniu- nic się nie stało-„Jeszcze”- ale przecież coś musiało być inaczej niż zwykle prawda? No Benuś, przypomnij sobie.
Benjamin zamyślił się, ciągle cicho pochlipując.
-No w sumie to chyba ten nowy proszek do prania.
-Zaraz, jaki nowy proszek – Helmut zrobił się podejrzliwy – Benuś, gadaj szybko!
-No bo wiesz, prawie przekroczyliśmy już budżet na ten miesiąc a tu nagle pojawił się ten wędrowny kramarz i powiedział że sprzeda nam cały worek za dziesięć koron.
-Jaki kramarz?- Helmut zaczynał już coś podejrzewać – mówisz o starym Johanie prawda ?
-Nie, Johan zmarł w zeszłym tygodniu a jego kramik przejął wuj, taki siwy z orlim nosem i przepaską na prawym oku…
-Herman Kreuzg!!?? –Szambelan aż podskoczył.
-No tak- Benek pociągnął nosem
-Czy ci rozum odjęło kretynie? Kupiłeś proszek do prania od Johana ”Szalonego Alchemika” Kreuzg’a!!
-No tak, bo tanio było
-Benek, ja ci gratuluję, właśnie zostałeś wisielcem w tegorocznym przedstawieniu
Benek znów się rozpłakał.
A tymczasem szambelan już biegł do Imperatora Karola Franciszka podzielić się zdobytymi informacjami. Wbiegał właśnie do pokoju służby gdy murami zamku wstrząsnął potężny krzyk.
-HELMUUUUUUT!!!!!!!
Szambelan jeszcze przyśpieszył bieg, do sypialni imperatora wpadł głową naprzód, gdyż nie zauważył zrolowanego pod drzwiami dywanika. Podniósł wzrok na imperatora i zamarł. Twarz Najjaśniejszego Pana była w tym samym kolorze co jego świeżo wyprany szlafrok.
-A czy to mi wyjaśnisz, mój drogi- zapytał zjadliwie – czy mam wzywać nadwornego dramaturga?
-Mam pewne podejrzenia mój Panie, zaraz udam się je zweryfikować.
-Nie! Zostajesz tu- Imperator pociągnął za złocony sznurek- Cała służba do mnie- krzyknął do mosiężnej rury która wysunęła się z podłogi – Natychmiast!
W kilkanaście sekund w komnacie pojawiło się dwadzieścia mniej lub bardziej zdyszanych osób. Wszystkie miały na twarzach wyraz przerażenia.
Helmut podszedł do Otto Mannera, Imperialnego golibrody
-Otto, powiedz mi, skąd wziąłeś maści pieniące dla imperatora?
-No od tego samego sprzedawcy u którego Benjamin kupił proszek do prania. Wiesz, problemy z budżetem a tu promocja
-Jak nazywał się ten kupiec? Zainteresował się imperator.
- Herman Kreuzg –odruchowo odpowiedział szambelan
Twarz Karola Franciszka lekko się zaróżowiła
-Czy wyście poszaleli jeden z drugim??!! Kupować cokolwiek od „szalonego alchemika”!! Straż, do lochu z nimi.
Niewiadomo skąd do komnaty weszło pięciu mężczyzn, w nienagannie białych kubrakach, i zabrało błagających o litość pracza i golibrodę.
-No to skoro sprawy bieżące mamy załatwione to ja idę na codzienną przejażdżkę na gryfie – Imperator zatarł ręce – Jesteście wolni-rzucił w stronę służby.
Gdy imperator wyszedł Helmut zauważył że jeden z mężczyzn rzucił się na podłogę i rozpłakał
-Co się stało – zapytał troskliwie Helmut
-A ja kupiłem u tego szarlatana wiadro maści nabłyszczającej do gryfich piór!!! – wyjąkał przez łzy Marius, imperialny stajenny
Teraz parę słów o samym figsie :)
Planowane malowanie będzie mniej więcej jak w podręczniku (może trochę inaczej skrzydła) ale to dopiero po wypełnianiu GSem, co jak mi się wydaje będzie bardzo upierdliwe :/ no ale do dzieła :)
niedziela, 9 marca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Hehe... ciekawe. Ja czekam na swoich długobrodych. Niekoniecznie "śnieżnobiałych: ;)
Prześlij komentarz